Z wielkim niedowierzaniem przeczytałem dzisiaj artykuł w Rzeczpospolita.pl o tym, że Rzecznik Praw Dziecka w Polsce, Marek Michalak, stara się przywrócić możliwość kasacyjną w sprawach uprowadzanych dzieci do Polski, a których nakaz powrotu został wydany przed sądami polskimi w oparciu o Konwencję Haską.
To dopiero w połowie 2001 roku polski Sejm, po wielkich naciskach obcych rządów, zdecydował się zmienić odpowiednie prawo, i uniemożliwił możliwość wnoszenia kasacji w tych sprawach. Również, w tej samej ustawie, prawo zostało znowelizowane tak, aby obowiązek wyegzekwowania nakazów powrotu w ramach Konwencji Haskiej spoczywał na organach państwowych, a nie poszkodowanym rodzicu. Przyświecającym (i chlubnym wg mnie) celem było wyeliminowanie dotychczasowych legalnych manewrów, niepotrzebnie przedłużających czas procesowy, narażający dzieci na długoletnie potyczki prawne przed sądami w polskich sądach. Przypomnijmy, że niektóre kasacje trwały w sądach prawie DWANAŚCIE miesięcy. Prawdą również jest to, że w tym okresie wszystkie kasacje dotyczące uprowadzeń dzieci do Polski kończyły się łatwo przewidywanym niepowodzeniem odwołującym się rodzicom-porywaczom.
Istnieje wiele decyzji Sądu Najwyższego, które wyraźnie wskazują na jego bardzo restrykcyjne jego podejście w zakresie interpretacji prawa Konwencji Haskiej oraz Konwencji Praw Dziecka. Nadzieja, że to podejście się nagle zmieni, jest w najlepszym wypadku naiwnością ze strony obecnego Rzecznika. Kasacje być może są ostatnią “deską ratunku”, oraz ostatnią możliwością zbicia kasy przez reprezentujących adwokatów, nie stanowią one jednak nic co umożliwiło by obronę tego co jest najważniejsze w takich sprawach – naruszenie dobra dziecka. W jakiś sposób ten aspekt wymknął się z pod uwagi obecnego rzecznika?
Czego konkretnie Rzecznik Praw Dziecka chce dokonać? Z pewnością nie chodzi tu o dobro uprowadzanych do Polski dzieci, gdyż w większości są to mali obywatele obcych państw. Można zrozumieć niewygodną pozycję pana Michalaka, gdy polskie gazety bombardują go bezlitośnie emocjonalnymi reportażami “biednej” matki lub ojca, według prawa międzynarodowego – porywaczy. Problem w tym, że jego pracą nie jest zapewnienie wygrania wyborów jego szefa partyjnego, lecz konkretna misja – OCHRONA PRAW DZIECKA.
Jeśli pan Rzecznik potrzebuje argumentów, które mogą pomóc w odparciu bezlitosnych ataków krajowych “opiekunów” medialnych dzieci, oferuję swoją pomoc (mój email na stronie kontaktowej). Opowiem mu swoją równie emocjonalną historię, koszt finansowy i emocjonalny jaki musiałem zapłacić ja, koszt jaki płacą do tej pory moje dzieci; tylko dlatego, że polski system prawa nie był skory lub władny do wyegzekwowania prawomocnego nakazu sądowego do ich powrotu do domu, w Kalifornii. Mogę skontaktować go również z matką, której córka została uprowadzona do Polski przez jej męża, i była ukrywana latami przed sądami i policją; ostatecznie 14 latka została doprowadzona emocjonalnie do takiego stanu psychicznego, że jedynie popełnienie samobójstwa w gmachu polskiego sądu, było właściwym i logicznym dla niej wyjściem z jej sytuacji! Podobne przykłady stanowią niestety większość przypadków.
Możliwość kasacji powinno się jedynie dopuszczać w przypadkach ODMOWY powrotu,. według moje skromnej opinii (nie wiem jednak czy zgodna z Konstytucją, nie jestem prawnikiem). Zaakceptowanie decyzji uprowadzenia dziecka do Polski przez sądy niższej instancji, odmowa powrotu, rodzi bowiem bardzo poważne konsekwencje prawne dla rodzica porywacza, oraz finansowe i emocjonalne dla dzieci. Wiemy, jak bardzo nagminnie indywidualni sędziowie sądów rodzinnych nadużywają artykułu 13b w decyzjach odmawiających powrotów, nie patrząc na konsekwencje, które rozciągają się poza granice murów swojego biura, czy też nawet Polski.
W przypadkach odmowy powrotu, inne kraje uruchamiają najczęściej procesy karne wobec rodziców porywaczy. Do dnia dzisiejszego można znaleźć nazwiska Polaków widniejących w bazie danych Interpolu, w sprawach uprowadzeń z Francji, Kanady, USA… Jeden z takich procesów karnych, na przykład, ma miejsce w Irlandii dzisiaj, z urzędu, wobec ojca Polaka.
Próby wyegzekwowania decyzji alimentacyjnych dla wsparcia uprowadzonych dzieci, również spotkają się z odmowami poszkodowanych krajów, pomimo istniejących umów dwustronnych. Przykładowo, prawo federalne Stanów Zjednoczonych zabrania egzekwowania jakichkolwiek decyzji sądów zagranicznych w przypadku gdy zaszło uprowadzenie dzieci z USA. ŻADEN z sędziów w USA, Kanadzie, Anglii, Irlandii, nie zezwoli na wyegzekwowanie decyzji wydanej w Polsce, w przypadku gdy zaszło uprowadzenie dzieci objętych ich jurysdykcją. Oni również mogą powiedzieć – …”Co mnie obchodzi jakiś sędzia w Polsce? Sędzia, który olał moją wydaną wcześniej decyzję, obraża autorytet mojego urzędu.”; wg zasady wypowiedzianej w polskim przysłowiu: “Jak Kuba Bogu, tak Bóg Kubie…”. Oczywiście, dziennikarze nie wiedzą albo nie chcą wiedzieć, że obrona “nie mogę wrócić, bo mnie wsadzą do więźienia” nie jest stanowi ważnego legalnie argumentu do użycia artykułu 13b . Sąd Najwyższy w decyzji “I CKN 992/99” pokreślił:
Jeżeli wspólny powrót sprawcy z dzieckiem nie napotyka obiektywnych przeszkód, a sprawca nie chce wrócić razem z dzieckiem, można przyjąć, że stawia on swoje własne interesy wyżej niż dobro dziecka, na które się powołuje, a któremu przede wszystkim on sam zagroził, dokonując uprowadzenia. Dlatego pogląd o niemożności uwzględniania w ramach rozpatrywanego przepisu niekorzystnych dla dziecka konsekwencji jego oddzielenia od sprawcy w następstwie nakazania wydania zyskał szczególnie szeroką akceptację w odniesieniu do sytuacji, w których powrót sprawcy z dzieckiem nie napotyka obiektywnych przeszkód. Za taką obiektywną przeszkodę nie uważa się w szczególności obawy sprawcy uprowadzenia, że poniesie on z tego tytułu po powrocie odpowiedzialność karną, dokonując bowiem uprowadzenia powinien był liczyć się z jego następstwami.
Szabelkarze z pod godła “F.U. -nie oddamy ‘naszych polskich’ dzieci”, również podnoszą ostatnio alarm, na coraz częstsze przypadki odbierania dzieci polskim rodzicom przez sądy rodzinne z powodu…. biedy. Nawet w dzisiejszych wiadomościach , oburzony Rzecznik, Marek Michalak, wymachiwał szabelką w Suwałkach, domagając się wyjaśnień dlaczego polski nastolatek odebrał sobie życie po tym jak wylądował w państwowym zakładzie opiekuńczym, gdyż jego matka nie potrafiła zapewnić (według sądu rodzinnego) odpowiednich warunków życia jemu wraz z rodzeństwem. Czy równie głośno będą wojować ci “Kozacy” z zagranicznymi sędziami, którzy odmówią egzekwowania postanowień alimentacyjnych z Polski, albo i nawet powrotu porywanych dzieci z Polski? W 1999 roku, czekając na następną rozprawę w gdańskim sądzie miałem okazję usłyszeć narzekania polskiej matki, która również zdecydowała się na powrót do Polski z Włoch z jednym dzieckiem. Była również w ciąży z drugim dzieckiem. Była zrozpaczona i prosiła o radę, bo jej mąż Włoch nie chciał mieć z nią i jej dziećmi nic wspólnego; zmienił nawet numer telefonu. Czy media coś wspomniały na jej temat w tym czasie? ANI SŁOWA.
Na 100 rozpatrywanych decyzji w ostatnich 2 latach, w około 25% przypadkach sądy krajowe odmówiły powrotu dzieci do ich rodziców zagranicą. Na mój gust, ZBYT DUŻA ilość przypadków, choć statystyki się poprawiły w porównaniu z ubiegłymi latami. Sędziowie apelacyjnych sądów okręgowych czują się dzisiaj kompletnie bezkarni w wydawaniu decyzji sprzecznych z istniejącym prawem, wiedząc że prawo kasacyjne nie jest już opcją. Być może GWARANCJA, że sprawy kasacyjne nie trwały by dłużej niż 2-3 tygodnie, byłaby dobrym rozwiązaniem (stworzenie wyspecjalizowanego wydziału w SN), i zagwarantowało, że absurdalne decyzje , skorumpowanych sędziów (np. w Gdańsku) mogłyby być skorygowane. Być może polskie ministerstwo sprawiedliwości, spełniając rolę władzy centralnej w ramach Konwencji Haskiej, powinno mieć władzę (i obowiązek z urzędu) wprowadzenia opcyjnie kasacji do SN w przypadkach ewidentnego błędu w podjętych decyzjach niższego szczebla.
Dzisiaj takiej możliwości nie ma. Ja również płacę konsekwencje braku kasacji w JAKICHKOLWIEK decyzjach prawa opiekuńczego. Akceptowanie oczywistych decyzji, które łamią ewidentnie prawo (na przykład anulowanie decyzji jednego sądu, przez inny , tylko poto by faktycznie nie zezwolić na egzekucję prawomocnej decyzji haskiej) , również nie służy praworządności w Polsce. W kraju gdzie niezawisłość sędziego mylona jest często z jego/jej samowolą. Inne demokracje posiadają mechanizmy odpowiednie mechanizmy kontrolne. W USA, Sąd Najwyższy wybiera sprawy, w których będzie zabierał stanowisko, a w których nie. Idiotyzmy prawne istniejące w Polsce są jednym z największych powodów, z powodu których polscy emigranci (tacy jak ja, na przykład) nie chcą wracać do kraju po tym jak się już ustawili, wielokrotnie ze zdobytymi doświadczeniami w najróżniejszych dziedzinach życia społecznego. Zasłanianie immunitetem sędziowskim, prokuratorskim lub poselskim pospolitego przestępcy w todze przed odpowiedzialnością karną, może być jedynie możliwe w państwie bezprawia. Wszyscy o tym wiedzą, wszyscy narzekają, a NIKT, NIC nie zrobił w ukochanej Polsce by poradzić sobie z tą ewidentną patologią. W międzyczasie “niezależni” struże prawa jeżdżą po pijaku, biorą łapówki, a cyrkowa karawana polskiej rzeczywistości dalej się toczy wg zasady “róbta co chceta”.
Odmówić powrotu uprowadzonego dziecka można jedynie na podstawie bardzo restryktywnie zdefiniowanych wyjątków. Najczęściej używanym i nadużywanym jest artykuł 13b Konwencji. Bardzo luźnej interpretacji tego co ustanawia “sytuacja nie do zniesienia” dopuszczają się nie tylko polscy sędziowie, to trzeba przyznać. Robią to również i Niemcy, i Szwedzi czy Norwegowie. Sławny artykuł 13b jest najczęściej omawianym zagadnieniem przedstawicieli władz centralnych poszczególnych krajów sygnatariuszy Konwencji Haskiej. Wymówki, że dziecko nie mogło wrócić do kraju skąd pochodzi, bo grożą konsekwencje prawne, bo dziecko ma obywatelstwo polskie, bo porywacz nie ma pracy, bo wreszcie… tak na prawdę Polaków NIGDZIE nie lubią, i wszędzie ich dyskryminują, są bardzo chętnie przyjmowanymi przez niektórych sędziów za fakt, a tak na prawdę IDIOTYZMAMI.
Preambuła Konwencji Haskiej wyraźnie stanowi że uprowadzenie lub nielegalne przetrzymanie dziecka GODZI BEZPOŚREDNIO w dobro dziecka i jedynie rychły zakaz powrotu może zaspokoić wymóg ochrony tego dobra. Z tego też powodu postanowienia zawarte w tej Konwencji NIE DOPUSZCZAJĄ możliwości by sądy orzekające w tych kwestiach wchodziły PONOWNIE w zagadnienia merytoryczne co jest, a co nie jest najlepsze dla dziecka w tej sytuacji. Mało tego, postanowienia tejże konwencji (artykuł 12a Kowencji Haskiej) wyraźnie ZABRANIAJĄ przeprowadzania jakichkolwiek badań w tym zakresie. Kwestie decyzji, które mają zabezpieczyć co jest najlepsze dla uprowadzonego dziecka pozostawia się sądom kraju stałego zamieszkania, tuż przed dokonanym uprowadzeniem. W międzyczasie praktyka, którą krytykują nagminnie nie tylko wszystkie rządy współpracujące z Polską, ale i sam Trybunał Praw Dzłowieka w Sztrasburgu, dowodzi, że polscy sędziowie NAGMINNIE obrażają ten artykuł i nalegają na opinie polskich ośrodków RODK, co z koleji wydłuża nielegalnie i niepotrzebnie proces powrotu dzieci do ich domów.
Stanowisko Rzecznika Praw Dziecka, Marka Michalaka wydaje się kuriozalne i sprowadza się dobro dziecka do nacjonalizmu PRL-u: naszego “polskiego dziecka”, nie oddamy. Rzecznik ignoruje prawdziwe dobro dziecka, i stawia je poniżej źle zrozumiałej narodowej dumy, lub stadnej lojalności. Stwierdzenie “dziecko jest zmuszone do wyjazdu do innego kraju, pomimo, że postanowienie nie uzyskało przymiotu prawomocności ” po prostu dyskredytuje obecnego rzecznika jako osobę, której celem nadrzędnym powinna być troska o dobro dzieci w Polsce; dyskredytuje również jego kompetencje w zakresie istniejącego porządku prawnego, oraz psychologii rodzinnej. Wydłużanie procesu powrotu dziecka GODZI w dobro tego dziecka. Tak mówią nie tylko eksperci, którzy stworzyli Konwencję Haską, tak mówi również, tak często cytowana Konwencja Praw Dziecka, której sygnatariuszem również jest i Polska.
Skoro pan rzecznik uważa, że uprowadzanie powinno być dozwolony, to powinna domagać się, by Sejm Polski WYPOWIEDZIAŁ / ZERWAŁ obie Konwencje.
Albo, albo. Tertium non datur.
Oczywiście nie wiem jak zareagują na to organy Unii Europejskiej, które ostatnio dodatkowo zaostrzyły prawo tolerowania uprowadzeń zagranicę. Być może obecny Rzecznik Praw Dziecka powinien nalegać by Polska opuściła szeregi Unii Europejskiej. To byłaby zapewne nowość dla obecnie nam miłościwie panującego premiera, Donalda Tuska.
Obserwując wypowiedzi wielu rzeczników praw dziecka w Polsce doszedłem do wniosku, że jest to instytucja kompletnie fikcyjna, nie spełniająca ŻADNEJ pozytywnej roli w Polsce, poza małym PR dla tych sprawujących władzę. Polski rząd powinien poważnie rozpatrzyć możliwość zlikwidowania tej fikcyjnej agendy państwowej, i przesunąć wydawane na nią środki finansowe na bardziej użyteczny cel: edukację o szkodliwości uprowadzeń dzieci zagranicę, wyszkolenie sędziów SN, którzy objęli by kuratelą KAŻDĄ sprawę rozpatrywaną na terenie Polski w oparciu o Konwencję Haską, lub porozumienia UE. Spraw tych nie jest dużo, więc i wydatek nie byłby tak znaczny.
Z tego co widzę, obserwując polskie media głównego nurtu, i tych opozycyjnych, znakomita większość dziennikarzy prezentuje kompletną ignorancję w zagadnieniach uprowadzeń dzieci przez rodziców. Nic dziwnego, że polskie matki i ojcowie, którzy kiedyś zdecydowali się na wyjazd na obczyznę, a nagle poczuli tam bezradność i pustkę, ucieczkę do kraju traktują jako jedynie słuszne wyjście, skoro najczęściej czytanym nagłówkiem w polskich mediach jest: “Bezduszne sądy, UTRACONE dzieci”!
Dlatego, poza panem Markiem Michalakiem, myśli moje poświęcam również sympatycznemu dziennikarzowi, panu Tomaszowi Terlikowskiemu z Frondy Mam wielkie poważanie dla tego pana, ojca piątki dzieci. Niestrudzenie walczy o zachowanie wartości w rodzinach polskich, o zachowanie normalności w jej definicji, w czasach, kiedy normalność jest pod stałym atakiem i okrzyknięta “nienormalnością”.
Ale i jemu zdarzyło się nie tak dawno oburzyć na decyzję polskiego sędziego, który nakazał powrót “… polskiego dziecka do Holandii, do ojca… [o zgrozo ] Turka!”. Pan Tomasz w programie Telewizji Republika użył przy tym bardzo mocnych słów “sąd odebrał matce Polce dziecko”, które absolutnie nie są prawdą. Konwencja Haska dzieci rodzicom nie odbiera, lecz ustala do którego kraju należy jurysdykcja uprowadzanych dzieci. Decyzje Konwencji Haskiej oczywiście mówią o wydaniu dziecka jedynie w aspekcie ich powrotu do kraju zamieszkania, ABSOLUTNIE NIE naruszają one praw rodzica-porywacza do jego opieki nad dziećmi; zasadnicza różnica. Kompletnie NIC nie przeszkadza matce Polce, która uciekła do Polski, do powrotu razem z dzieckiem do Holandii, do Niemiec, czy też USA, by tam toczyć walkę z ojcem o prawa do opieki. Tak się stało w wielu wypadkach na całym świecie.
Mało tego, polscy sędziowie (ci źli, którzy wydali nakaz powrotu) wielokrotnie starają się pomóc rodzicom porywaczom, kontaktując się z odpowiednimi ambasadami, by zaaranżować bezpieczny powrót. Tak na przykład zrobiła sędzia, która prowadziła moją sprawę. To jedynie matka moich dzieci zadecydowała by odrzucić zaoferowaną jej pomoc polskiego sędziego,. To ona sama, a nie kto inny, postanowiła odebrać sobie sama dzieci, a nie ja, ani żaden sędzia. Wolała pójść “w podziemie” z moimi 3 i 4-letnimi dziećmi, ukrywać się zimą w zatęchłych od wilgoci stodołach, gdzieś na Kaszubach, i łamać obowiązujące prawo przez ponad 5 lat. Dla niej nie był ważny koszt jaki zapłacą jej dzieci. Dla niej było ważniejsze udowodnić, że się nie da,że mi pokarze, że mnie zniszczy (jej słowa, nie moje).
O tym media kompletnie milczą, używając dziennikarskiej “samokontroli”. Atak na sędziego lub zniszczenie wizerunku rodzica z zagranicy jest popularniejsze, lepiej się sprzedaje przed kamerami, na papierze lub stronie internetowej.
Na nieszczęście, takie zachowania nie stanowią wyjątków, ale norme w Polsce. Oczywiście, jedyna odpowiedzialność za sam akt uprowadzenia dzieci spoczywa na mojej byłej żonie. Trudno jednak obarczać ją za istniejący bałagan i bezprawie istniejące w Polsce, tak samo, jak nie można ją obwiniać za chorą postawę dziennikarzy zajmującymi się tymi sprawami. Winię za to wszystkie ekipy rządzących w Polsce od prawie dwóch dekad, gdyż to oni nie zrobili NIC, by zmienić prawo, i nie zezwolić na zaistniałe bezprawie. Oczywiście, ci sami politycy, którzy tak często oburzają się na to gdy któryś z zagranicznych przywódców wskażę na niemoralność obarczania własnych podatników, obowiązkiem utrzymywania polskich dzieci. Polscy włodarze traktują jedynie te dzieci jako przedmioty w wewnętrznych politycznych potyczkach, lub dostawki do przedwyborczych sesji zdjęciowych (śniadania z premierem przed kamerami, to najnowszy cykl z serii “Polska – nowa Zielona Wyspa”); a tak na prawdę, te dzieci to dla nich jedynie bardzo mało znacząca statystyka.
Dziennikarze nie są lepsi. Bez względu na poglądy polityczne, historie o uprowadzanych dzieci traktują jedynie jako źródło do napisania następnego artykułu, przeprowadzenia kolejnego wywiadu, skasowania odpowiedniej marży za wyprodukowany materiał. C’est la vie – jak to mówią Rosjanie