Ostatnie kilka miesięcy odświeżyły moje emocje w kwestii uprowadzanych dzieci zagranicę. Byłem w kontakcie z ojcami i matkami, które tak jak ja 16 lat temu zostali wciągnięci w międzynarodowy konflikt rodzinny, gdzie (byli) małżonkowie postanowili z tylko, tak naprawdę, im znanych powodów “powrócić” z dziećmi do Polski. Jedna sprawa zakończyła się samopomocą matki, która widząc jednostronne traktowanie i nielegalne uprowadzenie jurysdykcji przez sąd w Polsce, zgarnęła córkę ze szkoły, i jak prawdziwy rajdowiec w kilka godzin samochodem znalazła się poza granicami kraju i wywiozła ostatecznie do Irlandii. Wszyscy wplątani w tą sprawę: matka, córka jak i ojciec są obywatelami Polski.
Drugi przypadek dotyczył również Irlandii. Tym razem matka Polka, postanowiła wrócić z dwojgiem dzieci do mojego rodzinnego miasta ( ten fakt jeszcze potwierdzam), i tam walczyć o prawa rodzicielskie z ojcem Irlandczykiem. Sąd w Gdańsku postanowił nakazać powrót dziecka. Matka miała przekazać dzieci ojcu 23 sierpnia 2014, ale dwie godziny po wydanej decyzji,podobnie tak jak moja była “połówka”,zniknęła razem z dziećmi, czyli poszła w podziemie. Sprawa ciągle jest świeża i niezakończona. Czekam na dobrą wiadomość od ojca.
Trzecia sprawa dotyczy również ojca, któremu żona (ciągle jeszcze) uprowadziła dzieci z sąsiedniego stanu. Podczas gdy mąż Mariusz zajęty był pracą i zakupami dla rodziny, ona wpakowała dzieci do taksówki, uprzednio porzucając swój samochód na parkingu centrum handlowego i najbliższym samolotem wyjechała do Polski. Mąż po jakimś czasie zaczął się denerwować i po tym jak przypadkowo znalazł samochód żony, był przekonany że rodzina została mu uprowadzona i jest w śmiertelnym niebezpieczeństwie (samochód był otwarty, kluczyki w środku). Zgłosił odpowiedni meldunek o zaginięciu żony z dziećmi na Policji i w nieopisanym bólu czekał na wiadomość o ich odnalezieniu. Niedługo jednak dostał wiadomość z Polski, że żona i dwie córeczki są bezpieczne…. w Polsce. Okazało się, że to był bardzo sprawnie zorganizowany i wyegzekwowany plan “powrotu” do Polski, przez rzekomo bardzo zniewoloną, słabą, “nieporadną” kobietę.
W tym przypadku sędzia sądu pierwszej instancji w Polsce postanowiła odmówić wydania nakazu powrotu, mimo iż przyznała, że wszystkie przesłanki nielegalności aktu matki (nazwijmy ją Wannda) zostały bezsprzecznie udowodnione podczas procesu. Sędzia zabawiła się w wróżbitkę oraz wyrocznię tego czym Konwencja Haska jest, a czym nie. Ciekawe jest to, że argumenty na które się powołała były prawie kropka w kropkę identyczne do decyzji w mojej sprawie po tym jak Sąd Okręgowy w Gdańsku nakazał (niepotrzebnie) ponowne rozpatrzenie mojej sprawy. W moim przypadku, argumentacja zawarta przez sędziego w pisemnej decyzji była tak niedorzeczna, że była obiektem wielu drwin i “szkoda gadać” komentarzy wielu instytucji. Ciekawe jest jednak to, że mimo tego, niekompetentną sędzię, Magdalenę Czynsz Wolską (na oskarżenie o korupcję nie mam dowodów) wkrótce … awansowano do sądu wyższej instancji, i później szefowie wytypowali ją do odznaczenia medalem. Kino.
Będąc świadkiem tego typu niekompetencji i notorycznym brakiem odpowiednich przewodników napisanych dla prawników oraz sędziów w Polsce od samego początku szukam odpowiedników w języku angielskim. I to jest kompilacja informacji z uaktualnionych źródeł. Mam nadzieję, że nie tylko oni z tego skorzystają, ale i społeczeństwo wraz z przedstawicielami mediów wreszcie się kapną o co w tych sprawach właściwie chodzi. Tym razem postaram się wskazać na istniejące mity, które fałszują prawdziwy obraz Konwencji Haskiej ale wielokrotnie są nagłaśnianie. Nie zamierzam tu w chodzić w zagadnienia etyczne rozpowszechniania tych mitów, zarówno przez media jak i niektóre decyzje sądów polskich. To nie jest moim obowiązkiem, bo nikt mi za to nie płaci. Zainteresowany jestem jedynie tym by uświadomić pewne oczywiste fakty, które umykają nawet bardzo utalentowanym adwokatom oraz sędziom. W ostateczności chodzi o dobro dziecka. Problem w tym, że czasami dobre intencje mają bardzo negatywne konsekwencje.
Przy okazji przypominam – NIE JESTEM PRAWNIKIEM! To co tu piszę jest kompilacją opinii oraz orzeczeń prawników oraz organizacji, innych ekspertów w tym konkretnym zagadnieniu. Poleganie na informacjach, które tutaj podaję ma służyć jedynie jako wskazówka człowieka, który był zmuszony do studiowania postanowień samej konwencji oraz interpretacji, postanowień różnych sądów oraz prawników, przeto nabył pewien stopień wiedzy. Zatrudnienie kompetentnego prawnika w dzisiejszej Polsce nie jest aż tak trudne i powinno być pierwszym krokiem pokrzywdzonego rodzica. Zagadnienie uprowadzeń dzieci jest coraz bardziej “popularne” w Polsce, więc zlokalizowanie odpowiednio wyszkolonych młodych prawników zaczyna być relatywnie łatwe, szczególnie w większych metropoliach. Szesnaście lat temu, gdy to ja miałem “przyjemność” zapoznania się z efektem “powrotu” dzieci do Polski, sytuacja byłą diametralnie inna. Największą próbą w moim przypadku było wyedukowanie mojego tzw “starej daty” adwokata , ś.p. pani Haliny Wierzbanowskiej. Godziny gorących dyskusji na temat dobra dziecka, artykułu 13b, co można, czego nie można podnosić w pisanym pismach procesowych w czasach, gdy Skype jeszcze nie istniał, a minuta rozmowy liczona była w dolarach, a nie centach, skala problemu była zupełnie inna.
Zajmijmy się więc teraz kilkoma bardzo niebezpiecznymi mitami, które istnieją i są wielokrotnie aktywnie podtrzymywane.
Mit 1 – Decyzja o nakazie, lub odmowIE powrotu zależy od obywatelstwa posiadanego przez dzieci lub rodziców.
Odpowiedź jest krótka – ABSOLUTNA BZDURA!
To jest jeden z najbardziej niezrozumiałych aspektów Konwencji Haskiej, i argument o przynależności narodowej jest emocjonalnie wykorzystywany w polskich mediach bezwstydnie na porządku dziennym. Niestety nie tylko w polskich. Jak często czytamy nagłówki typu “Polski sąd nakazuje odebranie dzieci matce Polce i ich powrót do …Hiszpanii, na Cypr, do Niemiec….”. Sprawę dodatkowo komplikuje postawa ostatniego Rzecznika Praw Dziecka w Polsce, który jest zainteresowany wszystkim, tylko nie dobrem dzieci…. według mojej skromnej opinii. Podobnych zachowań nie widzi się w Stanach Zjednoczonych, chociaż Niemcy i inne kraje UE również podlegają temu samemu “wirusowi” ślepoty narodowej. Smutną prawdą jest to że dużo spraw Konwencji Haskiej dotyczy rodziców tej samej narodowości…. m.in. Polaków. Tak było również i w moim przypadku. Fakt, że posiadam podwójne obywatelstwo, nie było pomocą, ale wręcz utrudniało wielokrotnie moją pozycję przed sądami. Ale to temat na inny czas na temat “wrażliwości” pewnych sędziów polskich.
Więc co się liczy? Liczy się jedynie miejsce STAŁEGO pobytu dzieci przed momentem domniemanego uprowadzenia. Używam domniemanego, bo ciężar dowodu w tym konkretnym wypadku przypada w całości na rodzicu, który domaga się powrotu dzieci. Tak, w moim przypadku, dzieci urodziły się w Kalifornii, lecz nie to musiałem udowodnić. Musiałem udowodnić, że miejsce stałego pobytu była właśnie Kalifornia. Że to tu dzieci się urodziły, że cała rodzina była tu osiedlona na stałe, a nie tylko tymczasowo, że na stałe mieszkałem i pracowałem w USA od dekad. Wreszcie, żona przyznała że wyjechała do USA nie na wakacje, tylko by założyć rodzinę.
W moim przypadku było to najłatwiejsze do udowodnienie, ale w innych może to być nie tak łatwe.
W przypadku Mariusza, któremu dzieci uprowadzono jedynie 7 miesięcy po tym jak dołączyły do niego z matką, sprawa była nieco bardziej skomplikowana. Matka broniła się krótkim okresem pobytu w USA, a mimo to nawet ten sąd stwierdził, że intencją wyjazdu całej rodziny nie były wakacje, tymczasowy wyjazd za chlebem. Mariusz posiadał wystarczająco dowodów na fakt, że decyzja o wyjeździe miała charakter stały, i Wanna dobrowolnie na to przystała. Jedynie po przyjeździe do USA stwierdziła, że popełniła błąd, a rozwiązaniem nie było przekonanie i nakłonienie męża do dobrowolnego powrotu, tylko samowolna ucieczka. W tym przypadku obywatelstwo również nie miało znaczenia, choć jedno z dzieci posiada … podwójne obywatelstwo, a rodzicie jedynie tzw zielone karty. Gdyby Mariusz przyjechał na delegację (co oczywiście nie miało miejsca w tym wypadku) sytuacja byłaby zupełnie inna.
W innych sprawach amerykańskie sądy również pokreśliły aspekt zamierzanego celu i intencji wyjazdu do nowego kraju, a nie długość pobytu, w celu ustalenia stałego miejsca pobytu dziecka. Co innego jest gdy rodzina stara się przez długi okres czasu na uzyskanie stałego pobytu w nowym kraju, i poczyniło kroki które wyraźnie świadczą o tym, że przeprowadzka ma stały charakter (zwalniają się z pracy, sprzedają samochód, mieszkanie, żegnają znajomych, zapraszają w odwiedziny, itd). Co innego również jest, gdy rodzina zamyka dom (czasami nawet wynajmuje) i wyjeżdża do innego kraju tylko dlatego, że jeden z rodziców został wydelegowany przez swoją firmę na 2-3 letnią delegację w celu założenia nowej fili lub temu podobne. Podstawowym założeniem był tymczasowy charakter takiej przeprowadzki, pomimo długiego okresu przebywania zagranicą.
Mit 2 – Sądy podczas rozpatrywania spraw w ramach Konwencji Haskiej muszą brać pod uwagę dobro dziecka przy decyzji o nakazie powrotu, decydują komu należą się dzieci.
Odpowiedź jest krótka – ABSOLUTNIE NIE! Wręcz odwrotnie – NIE WOLNO IM!
Założę się, że nie jeden prawnik (sędzia też) podskoczy tu z krzesła z przerażenia, a może nawet i wyrzuci swój laptop za okno z oburzenia. Zalecam chwilę cierpliwości i dotrwanie do końca tego rozdziału.
Jeśli jesteś rodzicem, któremu uprowadzono dziecko do innego kraju pierwszą rzeczą, którą usłyszysz od strony przeciwnej jest argument DOBRA DZIECKA. “Wróciłam do kraju bo czułam(łem) się niedoceniona(y), moralnie poniewierana(y), lekceważona(y), niedowartościowana(Y), wyśmiewana(y) (również przez członków twojej rodziny, bez znaczenia jak dużo czasu poświęcili na wożenie “poniewieranej” do szpitala dla stwierdzenia normalnej miesiączki, służeniu w roli tłumacza, kierowcy, itd…). A najboleśniejsze było to, że mój mąż wyśmiewał się z mojej religii, … przy dzieciach, niszczył ich zabawki i często krzyczał na dzieci, wysłał do konta za karę, nawet dał klapsa, jednego, ale dał! Teraz nie zamierzam wracać, bo się boję o to że mnie wsadzą, a odłączenie mnie od moich dzieci godzi w ich dobro….”.
Ten jakże niedorzeczny, ale bardzo popularny argument znajduje jednak poklask, i to nie tylko wśród niekompetentnych sędziów z bardzo niskiej półki prawniczej (nie zamierzam dyskutować o tych skorumpowanych, a takich jest również wielu, usłużnych koleżanek w togach, które zrobią wszystko by pomóc “biednej” babci medialnej w wyciągnięciu jej córki z nagłej opresji, Koleżanek, które nie wahają się wydać decyzje łamiące prawo w imieniu prawa.). Dają się również złapać równie niekompetentni adwokaci, którym trzeba przypominać” w kółko Macieju”, że “nie jest to zwykła sprawa rozwodowa, która ostatecznie decyduje o opiece nad dziećmi. O schizofrenicznych dziennikarzach mętnego i wszelakiego nurtu, albo łatwo zmanipulowanej publiczności internetu, nawet nie warto już wspominać.
Sloganowe “dobro dziecka” jest używane dla odmowy powrotu, a kompletnie pomijane dla oceny aktu, który proces Konwencji Haskiej rozpoczął – NIELEGALNE uprowadzenie i odłączenie dzieci od kochającego rodzica…. tego poza granicami. Stres dzieci, który wiąże się z faktem niekiedy bardzo dramatycznego wyjazdu-ucieczki, utraty swoich szkolnych przyjaciół, niepewność co będzie jutro, a później niezrozumiałej decyzji …” my do taty już nigdy nie pojedziemy!”, też jest wtedy ignorowany, a dobro dziecka zapominane.
Mało tego, prawnicy w Polsce boją się wskazać na tą oczywistość. Prawo ma być, powinno być, bardzo precyzyjne. Poza jednym lub dwoma wyjątkami Konwencja Haska spełnia ten wymóg. Dlaczego więc jest tak trudno dopatrzyć się oczywistej prawdy?
A bulwersująca dla niektórych prawda jest tak jasna i łatwa do udowodnienia: Konwencja Haska NIE WCHODZI W OGÓLE w aspekt dobra dziecka. Mało tego, stwierdzenie “dobro dziecka” w tekście samej konwencji w ogóle NIE ISTNIEJE! (kto chce się założyć ze mną o dwutygodniowe wakacje na Alasce dla dwóch osób, proszę o kontakt. Ostrzegam, że podróżuję jedynie pierwszą klasą). Mało tego, JEDYNY RAZ kiedy pokrewne sformułowanie “interes dziecka” jest użyte to sama preambuła Konwencji, i to w bardzo określonym kontekście:
“– interes dziecka ma podstawowe znaczenie we wszystkich sprawach dotyczących opieki nad nim”
po którym natychmiast następuje:
“,pragnąc chronić dziecko na płaszczyźnie międzynarodowej przed szkodliwymi skutkami, wynikającymi z bezprawnego uprowadzenia go lub zatrzymania, i pragnąc ustalić zasady postępowania w celu zagwarantowania niezwłocznego powrotu dziecka do państwa jego stałego pobytu[…] postanowiły zawrzeć w tym celu konwencję i zgodziły się na następujące postanowienia:“.
Czyli po prostu, tłumacząc na język chłopski (lub Lecha Wałęsy, jak ktoś woli), preambuła tejże konwencji uwypukla, że właśnie ze względu na troskę o interes dziecka, sygnatariusze tejże konwencji uznają, że nielegalne jego uprowadzenie lub przetrzymanie, godzi w to własnie dobro, a nakazanie niezwłocznego powrotu do miejsca stałego pobytu właśnie temu dobru służy. Nic więcej!
Mało tego, zawarty w konwencji artykuł 16 wyraźnie precyzuje zakres kompetencji sądów wezwanych do podejmowania decyzji w ramach tejże konwencji. Artykuł 16 bezpośrednio i bezwarunkowo zabrania tymże sądom kraju rozpatrującym sprawy w ramach Konwencji Haskiej wchodzenia w JAKIEKOLWIEK zagadnienia dotyczących opieki nad dziećmi, przeto rozpatrywania zagadnienia co służy, a co nie dobru dziecka! Konwencja Haska ma jedynie określić – czy rzeczywiście została naruszona jurysdykcja do rozpatrywania o sprawach opieki nad dziećmi jednego sądu , wobec tego który jest władny w miejscu stałego pobytu dzieci, czyli przed uprowadzeniem, i czy prawo drugiego rodzica o współdecydowaniu o losach dziecka zostało naruszone. NIC WIĘCEJ!
Jeśli sąd pozytywnie odpowie na te dwa pytania, jedyna decyzja która powinna zapaść to nakazanie niezwłocznego powrotu dzieci do ich stałego miejsca pobytu. KROPKA.
Oczywiście, sędziowie którzy na siłę (na chama) chcą usprawiedliwić swoją nielegalną decyzję o odmowie nakazania powrotu powołują się na istnienie “interesu dziecka” w preambule Konwencji, pomijając lub wypaczając użyty kontekst, a istnienie artykuł 16 po prostu przemilczają. Mało tego, nadzorujący prokuratorzy wielokrotnie przyklaskują takim decyzjom. Prokuratorzy, którzy z nakazu prawa, powinni reprezentować polski rząd oraz postanowienia Konwencji Haskiej. Nie w Polsce, i nie po raz pierwszy. Mało tego, w niektórych decyzjach (szczególnie tych, które bronią matki porywaczki),sądy przyjmują argument gdzie dobro dziecka jest zrównane w znaczeniu w dobrem rodzica, który spowodował zaistniałą sytuację uprowadzając swoje dziecko. W tych sprawach sędziowie boją się nacisków głośnych nacjonalistycznych (oops… patriotycznych) dziennikarzy, którzy pikietują sale sądowe w obronie “polskich” dzieci i rodziców. Rozumie, że stwierdzenie “dobro dziecka nie ma tu znaczenia” mogłoby spowodować furię medialną, gdzie nawet i minister, lub premier mógłby się zdenerwować. Do czego jednak ma służyć immunitet i niezawisłość sędziowska? Z pewnością nie do bezkarnego prowadzenia pojazdu po pijaku!
Na obronę tej odważnej tezy proponuję lekturę Przewodnika do procesowania spraw uprowadzeń dzieci w ramach Konwencji Haskiej wydaną przez bardzo znaną organizację pozarządową z USA – National Center for Missing and Exploited Children. która na stronie 65 podręcznika dla prawników i sędziów tłustym drukiem zaczyna rozdział pod tytułem: “Często używana, ale NIEWAŻNA OBRONA: najlepszy interes dziecka.”. Zaraz po tym podtytule autor przypomina artykuł 19 Konwencji który przypomina.
Orzeczenie dotyczące zwrotu dziecka, wydane zgodnie z niniejszą konwencją, nie narusza istoty prawa do opieki.
Oczywiście to krótkie i niepozorne zdania również umyka uwadze sędziom, którzy ignorują fakt, że nadając nakaz wyboru, jedynie zmuszają strony do przedstawienia swoich racji przed odpowiednim sądem obcego kraju, a nie w Polsce. Artykuł 19 Konwencji przypomina, że nakazując powrót dziecka, sąd w Polsce NIE PODEJMUJE determinacji odnośnie praw rodzicielskich, a ceduje ją jedynie na sąd zagraniczny.
Znakomita większość sędziów w Polsce notorycznie łamie zasady zawarte w artykułach 16 i 19; nakazuje przeprowadzanie badań psychologicznych dzieci… nawet 2-4 letnich dla określenia “preferencji” rodzica. Ojcowie zaś notorycznie muszą tłumaczyć się przed paniami w togach czy potrafią ugotować zupkę, rosołek, kapuśniaczek, itd… (dziwne jednak, że nigdy nie przepytują pań jak wymienić koło w samochodzie gdy złapią gwoździa w oponie, a w samochodzie są dzieci, lub naprawić niesprawną lodówkę; od tego są “specjaliści”, na które tata MUSI zarobić).
Tyle na dziś.
O następnych mitach napiszę w następnych częściach tego artykułu. Zamierzam poruszyć kwestię “sytuacji nie do zniesienia”, “wola dzieci a decyzja nakazu powrót, czyli czy 3 letnie dziecko może zadecydować o kupnie mostu w Warszawie”, “Artykuł 13b, czym jest, a czym nie jest”, itd.